Nie od dziś o Radzie Powiatu mówi się, że to „kwiatek do kożucha” Józefa Kardysia. Że istnieje ona tylko teoretycznie. Samego starostę zaś porównuje się do… dyktatora.
Coś w tym jest skoro na sesjach Rady Powiatu nie ma większych dyskusji, a wolne wnioski radnych trwają kilka minut, albo… nie ma ich wcale. Starosta nie widzi w tym nic złego.
– Mam bardzo dobrą Radę. Bardzo rozumną. To nie jest tak, jak mówią, że trzymam ich za gardła. Ja ich biorę do pokoju, do siebie, i tyle sobie tłumaczymy aż zrozumieją. Dlatego nasze sesje są merytoryczne. Nie dyskutujemy o niczym, nawet nie dopuszczamy do tego. Bo nie ma zgody na takie marnowanie pieniędzy podatników. Nie ma żadnej dyktatury, jest współpraca. I z tego ogromnie się cieszę. To już moja trzecia kadencja na stanowisku starosty. Nie miałem dotąd zgrzytu z radą. I myślę, że mieć nie będę – oświadczył Józef Kardyś.
Zapewniania te nie przekonały jednak Krzysztofa Wilka, przewodniczącego Rady Miejskiej:
– My do żadnego pokoju nie chodzimy. Nie ustalamy w nim, co mamy mówić na naszych sesjach. Działamy samodzielnie. Każdy w naszej radzie ma prawo funkcjonować – zaznaczył.