Znany aktywista i społecznik, Tomasz Buczek nie został dopuszczony do głosu na ostatniej sesji Rady Miejskiej. Jego zdaniem mogła to być zemsta za aktywność w sprawie podwyżek diet radnych, które w konsekwencji jego działań nie doszły do skutku.
Tomasz Buczek zjawił się na ostatniej sesji Rady Miejskiej, aby publicznie przedstawić swoje stanowisko w sprawie rosnących kosztów życia.
Planował również odnieść się do planowanych podwyżek cen energii dla gminnych instytucji publicznych (mówi się nawet o 10-krtonych wzroście).
Chciał się wypowiedzieć w punkcie, w którym te kwestie omawiano. Uniemożliwił mu to jednak Krzysztof Wilk, przewodniczący rady.
– Zostałem „wypchnięty” z sesji, ponieważ przyszedłem upomnieć się o interes mieszkańców. Pan przewodniczący nie tak dawno mocno „dostał po głowie” za to, że wraz z kolegami chciał przepchnąć dla siebie i dla nich podwyżki diet. Dziś się za to odpłacił – grzmiał Tomasz Buczek.
– To policzek dla mieszkańców, którzy nie mogą sami dociekać swoich praw, bo są w pracy lub mają inne obowiązki. Ja poświęciłem godzinę swojego czasu i nie zamierzam więcej. Nie będę słuchał, co mówi kółko wzajemnej adoracji – komentował tuż po opuszczeniu sali obrad.
W obronę aktywisty stanęło tylko dwóch radnych. Jednym z nich był Mirosław Kaczmarczyk:
– Ja bym nie chciał, żeby pan Buczek był traktowany jak persona non grata. Sam byłem ciekawy, co ma do powiedzenia. Pewnie nie dotyczyłoby to nawet ani naszej rady, ani spraw gminy. Być może odczytałby jakiś manifest czy apel do rządu. Myślę że kiedy pojawi się następnym razem, to po prostu umożliwimy mu zabranie głosu. Bo wychodzimy na ludzi, którzy boją się jakieś prawdy, boją się usłyszeć obcy głos.
– To nic nie da, bo to i tak co będzie chciał powiedzieć, to powie w nagraniu, bo przecież świetnie operuje mediami społecznościowymi. Dlatego nie dając mu tu możliwości wypowiedzi, wcale go nie uciszymy. Poza tym wydaje mi się że nakazuje to zwykła ludzka grzeczność. Nie bójmy się go. Przecież ma prawo powiedzieć co myśli. Przez takie zachowanie wychodzimy na takich, którzy zamykają usta obywatelom – irytował się .
W podobnym tonie wypowiadał się radny Piotr Panek. Zasugerował on, że prowadzący obrady traktuje gości jak „równych i równiejszych”.
– Może to wyglądać tak, że niektórym dajemy głos zaraz jak się pojawią, szanując ich czas. Tu jest odwrotnie. Naprawdę nic złego się nie stanie, jeśli damy komuś się wypowiedzieć – mówił.
Przewodniczący Krzysztof Wilk odpierał zarzuty:
– Ja nie czuję, żebym w jakiś sposób kogoś ograniczył. Nie jestem osobą, która coś skrywa. Po prostu zgodnie ze statutem prowadzę posiedzenie rady. Panu Buczkowi oficjalnie powiedziałem, że udostępnimy mu głos w sprawach różnych. On jednak chciał narzucić taką formę sesji taką, jaka mu pasowała – tłumaczył.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis