Mija dziewięć miesięcy odkąd Mateusz Cetnarski zakończył karierę piłkarską i wyjechał do Afryki, by zostać grającym trenerem klubu Pili Pili DB Jambiani FC na Zanzibarze. Jak mu się tam wiedzie? Okazuje się, że bardzo dobrze.
Mateusz Cetnarski mieszka na Zanzibarze, ale zawsze pamięta o Kolbuszowej. Stąd pochodzi, pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Kolbuszowiance. W Ekstraklasie rozegrał 236 spotkań, strzelił 35 goli.
Wychowanek KKS
Występował między innymi w: GKS Bełchatów, Śląsku Wrocław, Widzewie Łódź, Cracovii Kraków i Sandecji Nowy Sącz. Dwukrotnie zagrał w reprezentacji Polski, w tym raz przeciwko Hiszpanii.
W lutym 2021 r. zaskoczył wszystkich, kończąc profesjonalną karierę piłkarską i wyjeżdżając do Afryki. Zakotwiczył na Zanzibarze, gdzie związał się z występującą w drugiej lidze drużyną Pili Pili DB Jambiani FC. Został jej grającym trenerem.
Dyrektorem sportowym klubu jest Żelisław Żyżyński, wieloletni dziennikarz Canal+ Sport, który opisał obecną sytuację Mateusza na Zanzibarze:
Na początku tego roku napisałem na Twitterze ogłoszenie, że szukam chętnego do wyjazdu – wymagana klasa A i język angielski. Efekt był wręcz szokujący, dostałem ponad 60 zgłoszeń, w tym członków sztabów trenerskich w Ekstraklasie oraz szkoleniowców z zagranicy. Z częścią rozmawiałem, ale po to, by po kilkunastu godzinach takich rozmów dojść do wniosku, że… zaproponuję pracę Mateuszowi Cetnarskiemu.
236 meczów w Ekstraklasie i 35 goli, mistrzostwo Polski ze Śląskiem Wrocław, dwa występy w reprezentacji Polski – takie były liczby. Fakty takie, że odszedł w grudniu z pierwszoligowej Korony Kielce i zawsze był piłkarzem innym niż większość – o szerokim spojrzeniu na świat, wielkiej empatii i chęci pomagania innym, wybierającym w wakacje organizację turnieju dla dzieciaków w Kolbuszowej zamiast wyjazdu z kumplami do Dubaju.
Na Zanzibarze
Zadzwoniłem do Mateusza w środę wieczorem. W czwartek rano oddzwonił, że się zgadza zostać grającym trenerem, w niedzielę był już w Jambiani. Wraz z nim kilkanaście par profesjonalnych butów piłkarskich, nieosiągalnych na Zanzibarze, zebranych w trzy dni wśród przyjaciół piłkarzy (wielkie dzięki dla Bartosza Kapustki i jego kolegów z Legii Warszawa) i powiew innego piłkarskiego świata.
Mateusz pokochał ten zespół, a chłopcy pokochali nowego trenera. Przekonał ich umiejętnościami, zaangażowaniem i fachowością. Dziś jest też właściwie menedżerem drużyny, bo zajmuje się nie tylko szkoleniem, ale też szeroko pojętą pomocą. To on woził osobiście do Stone Town Tupę, naszego lewego obrońcę, gdy ten na boisku stracił dwa zęby i kapitana Sadru, gdy ten złamał obojczyk. W każdym innym zespole na Zanzibarze nikt nie dałby pieniędzy na ich leczenie, te kontuzje zmieniłyby ich życie, a może skończyły przygodę z futbolem, bo urazy Tupy też groził zakażeniem. Pieniądze i brak świadomości zrobiłyby swoje. Mieli szczęście, że grają w Pili Pili.
Mateusz jest dla chłopaków szefem i przyjacielem. Drogowskazem. Wyznacza im drogę do innego piłkarskiego świata. Nauczył innej etyki pracy, oduczył nawet spóźnień, co przy afrykańskim Pole Pole jest wielkim wyczynem. Okazał się idealnym wyborem, właściwym człowiekiem na właściwym, choć bardzo trudnym miejscu.
Porzucił karierę piłkarską, możliwość podpisania jeszcze pewnie kilku lukratywnych kontraktów, by pracować na boiskach gorszych niż te w polskiej A-klasie. Oddał Pili Pili Dulla Boys całego siebie – przekazuje Żelek Żyliński. Całość TUTAJ.
Galeria zdjęć
Jeden komentarz
To on miał jakąś profesjonalną karierę piłkarską? Miał kilka niezłych meczy, ale zewsząd go szybko wywalano i lądował coraz to niżej. Jakie miał wyjście? IV liga czy A-klasa? Zrobił co było dla niego najlepsze i pojechał za kasą, tam gdzie nikt go nie zna i nie będzie oceniał.