To że reprezentacyjne miejsca Kolbuszowej zdobią kwiaty, jest efektem pracy i dużych wydatków z kasy miasta. Szkoda byłoby, gdyby to wszystko w niwecz obróciły szkodniki.
Na Rynku i na rondzie Lubomirskich są bratki oraz stokrotki w różnych odmianach i kolorach. Przy ulicy Jana Pawła II oraz obok budynków urzędów rosną rabaty. Na terenie miasta można spotkać także inne kwiaty: begonie, aksamitki, szałwie, wilec czy surfinie. Natomiast w amplach słupów zawisły pelargonie.
– Wiemy, że sadzonki roślin jednorocznych, są bardzo drogie, ale wydaje mi się jako absolwentka Akademii Rolniczej, że jeszcze dodatkowo w te rośliny wdał jakiś szkodnik – mówi radna Barbara Bochniarz. – Ten turkuć lub szpeciel występuje w kilku miejscach. Przyglądałam się temu i na placu przed Urzędem Miejskim i na Rynku.
– Prawdopodobnie dostał się tutaj wraz z ziemią, z kompostem. Trudno będzie się go stąd pozbyć. Może należałoby poprosić fachowca np. ze stacji kwarantanny i ochrony roślin, żeby wypowiedział się w tej sprawie. Trzeba działać szybko, bo nasadzenie następnych roślin może spowodować to, że one także ulegną zniszczeniu – alarmuje.

Kto zawinił? Odpowiada burmistrz Jan Zuba:
– Najprawdopodobniej te sadzonki były zainfekowane. To nie jest sprawka miejscowych gryzoni. W różnych miejscach była ta sama historia. Te bratki po prostu padły. Rozmawialiśmy w tej sprawie z wykonawcą nasadzeń. Jak nas zapewnił, złożył już stosowny wniosek do hodowcy tych sadzonek.
Burmistrz dodał, że część nasadzeń dokonano dwukrotnie – nie trzykrotnie jak wcześniej.
– Jesienią nie będziemy nasadzać chryzantem. W przeszłości często bywało bowiem tak, że kiedy w październiku przychodziły przymrozki, kwiaty te były dwa lub trzy dni, a potem umarzały. Nie ma więc sensu wydawać pieniędzy – zaznaczył.