Ks. Ryszard Dziuba to kolbuszowianin, który swoje serce oddał Ukrainie. Od ponad 25 lat jest proboszczem parafii pw. Św. Stanisława w Romanowie. Buduje kościoły i tworzy wspólnotę, a ostatnio koordynuje pomoc dla pogrążonego w wojnie kraju.
Niewiele brakowało, żeby ks. Ryszard Dziuba został… elektronikiem. Zdał maturę w Liceum Ogólnokształcącym w Kolbuszowej i rozpoczął naukę w Studium Elektronicznym w Rzeszowie.
Spał na podłodze
Po roku był już jednak w Zgromadzeniu Najświętszego Serca Jezusowego, czyli Sercanów.
Po nowicjacie rozpoczął studia teologiczne na Wyższym Seminarium Misyjnym w Stadnikach. Potem posługiwał kolejno w Lublinie, Stadnikach i Ostrowcu Świętokrzyskim. W końcu ruszył na… Ukrainę.
– Mój wyjazd wziął się z potrzeby chwili. Wraz z odzyskaniem niepodległości Ukraina otworzyła granice również dla Kościoła. W związku z tym, biskupi diecezji żytomierskiej zwrócili się do moich władz zakonnych o przysłanie tam księży do pomocy. Zgłosiłem się i pojechałem. Nie było tu jakiejś filozofii – wspominał ks. Ryszard Dziuba.
Początki jego pracy na Ukrainie nie były łatwe. Przyjechał do Romanowa, który wtedy był jeszcze Dzierżyńskiem, zastał puste mury kościoła.
Nabożeństwa odbywały się w prywatnych domach i w klubach. Trudno było znaleźć pomieszczenia, które by nadawałyby się choćby do zamieszkania.
– Spaliśmy na podłodze w kościele. Potem dzięki Bożej pomocy przeprowadziliśmy remonty, dokonaliśmy adaptacji pomieszczeń i powoli kościół zaczął przybierać wygląd świątyni, a my nie musieliśmy sypiać pod ołtarzem – opowiadał.
Zabliźnia rany
Ks. Ryszard Dziuba posługuje w pięciu kościołach i w zlokalizowanych wokół nich 18 wiosek. Odprawia msze św., jeździ do chorych, spowiada, buduje kaplice i kościółki. Nie uczy katechezy, bo tym zajmują się siostry zakonne Sercanki. Większość jego parafian stanowią Polacy, z których znaczna część – szczególnie młodych – nie zna języka swych przodków.
Język i tradycje przodków zachowali prawie wyłącznie starzy ludzie. Dlatego właśnie ks. Dziuba stał się opiekunem Polaków. Jest on nie tylko kapłanem, ale również opiekunem i przyjacielem. Oni odpłacają mu za to pomocą, wdzięcznością i przywiązaniem.
– Romanów leży w pobliżu „Marchleszczyzny„. Jeszcze przed II wojną światową był to teren, gdzie językiem urzędowym był język polski. Później, jak wiadomo, przyszły prześladowania a to co polskie niszczono z ogromną determinacją. Jeszcze w ZSRR był robiony tam spis ludności, według którego było nas od 40-60 procent – zaznacza.
Ks. Ryszard ma jeszcze inną ważną misję.
– Robię wszystko aby móc zabliźnić rany, którymi tak okrutnie oba nasze narody naznaczyła historia. Staram się pokazać, że Polacy i Ukraińcy to zwykli ludzie, a nie żądne krwi bestie. Najważniejsze to dostrzec dobro. Na nacjonalistycznych terenach jak np. województwa tarnopolskie czy lwowskie, nie ma już takiej nienawiści do Polski jak wcześniej. To ważne, bo oba słowiańskie narody łączy wiele – podkreśla.
Transporty z darami
Głównie dzięki zaangażowaniu ks. Ryszarda Dziuby w 2006 r. temu doszło do podpisania umowy o partnerstwie między powiatem romanowskim a kolbuszowskim. Umowa dotyczy przede wszystkim: przemysłu, handlu, kultury, turystyki i ekologii.
Niestety w ostatnich tygodniach współpraca ta polega przede wszystkim na pomocy humanitarnej.
W niedzielę (20.03) do Romanowa dotarł kolejny transport z Kolbuszowej wypełniony darami.
– Wszyscy ukochani mieszkańcy powiatu kolbuszowskiego. Ze szczerego serca chcemy podziękować za kolejne dary, za tą pomoc humanitarną. Bez niej byłoby nam bardzo ciężko przetrzymać ten bardzo trudny czas wojny. Bóg zapłać – przekazał ks. Ryszard Dziuba.