Jako współautorka słów o pasożycie, wokół którego pani Malwina Błąd zbudowała całą teorię, postanowiłam zabrać głos i wyjaśnić kontekst.
Dyskusja dotyczyła tego, czy płód to część ciała matki, czy odrębny, autonomiczny byt. Padła odpowiedź, że póki rozwija się kosztem matki, nie może być osobnym bytem. Na co padło pytanie „czyli traktujesz dziecko jak pasożyta?”
Do tego momentu tylko przyglądałam się dyskusji, ale to pytanie mnie rozbawiło. Niekłamana groza i święte oburzenie, które w nim usłyszałam, były tak nadęte, że zareagowałam obrazoburczym żartem.
Napisałam mianowicie „Z medycznego punktu widzenia płód jest pasożytem – to organizm rozwijający się kosztem i wewnątrz innego organizmu, nie wiem, co w tym takiego szokującego?”
Być może merytorycznie nie był to zbyt trafiony żart, na co zwrócił mi uwagę kolejny komentator, ale chodzi o sens. W głowie miałam scenę z dr House, który diagnozując pacjentkę powiedział – ma pani pasożyta. Przestraszona pacjentka spytała, czy da się go jakoś pozbyć, na co House odpowiedział, że owszem, ale jeszcze tylko przez miesiąc, bo potem to nielegalne, ale, że spokojnie, bo wiele kobiet przywiązuje się do swoich pasożytów, nadaje im imiona, karmi je, ubiera, a potem pozwala im bawić się z innymi pasożytami. Do tej pory bawi mnie wspomnienie tego dialogu i to porównanie.
Niestety, nie mam wdzięku i lekkości słowa dr House’a, dlatego z moim żartem wyszło, jak wyszło. Ale wyszło tak też dlatego, że w obecnych czasach ciąża, zarodek, płód… stały się terminami zmitologizowanymi, wręcz metafizycznymi. Ich sens fizjologiczny stał się obrazoburczy, nie pasuje do romantycznej narracji o „cudzie życia poczętego”. Ta tendencja wyraziła się nawet w uzasadnieniu wyroku TK ws. aborcji, gdzie sędziowie zalecają, by w aktach prawnych używane były określenia „matka dziecka” i „dziecko” zamiast „kobieta ciężarna” i „płód”.
Przy tak zmasowanym oburzeniu wobec zestawienia słów płód-pasożyt zdziwiło mnie, że jednocześnie nikt nie zwrócił uwagi, gdy napisałam, że niejednokrotnie byłam świadkiem, gdy rodzice dużo gorzej nazywali swoje już urodzone dzieci.
Słyszałam na własne uszy lub czytałam w Internecie: gówniak, gówniarz, idiota, debil, kretyn. Pasożyt też, a i owszem i to nader często, choć to już do nieco starszych dzieci. Dużo gorszymi słowami ludzie określają cudze dzieci i to też mało kogo szokuje.
Płód (jako „posiadające godność osoby ludzkiej dziecko poczęte”) ma status świętości, nie można go obrazić żadnym ziemskim pospolitym słowem. Słabo brzmi nawet samo „dziecko”. To DZIECIĄTKO. Osoba ludzka (swoją drogą takie nadęte fikołki językowe to tylko w terminologii kościelnej). Natomiast dziecko już urodzone traci swój święty status na rzecz kolejnego zmitologizowanego bytu – RODZINY, w której to rodzice, przed Państwem, decydują o sprawach wychowania dzieci zgodnie ze swoim sumieniem i przekonaniami. Nawet jeśli sumienie i przekonania pozwalają na wyzywanie i bicie. Co dzieje się w rodzinie, w rodzinie powinno pozostać i nikomu nic do tego. Rodzina jest święta. Dlatego powiedzenie o dziecku „gówniarz” uchodzi płazem, a przyrównanie płodu do pasożyta skutkuje rozdzierającym felietonem na forum publicznym.
Nie odmawiam „obrońcom życia” empatii. Wprost przeciwnie – uważam, że są to szalenie empatyczne osoby, ale myślę, że to uczucie jest w jakiś patologiczny sposób zafiksowane na jednej wartości. Koncentruje się na płodach, wyobrażonych jako słodkie, bezbronne stworzonka, miękko ułożone w wygodnej i bezpiecznej macicy. Tylko zły człowiek (a konkretnie ZŁA KOBIETA) musi chcieć je przemocą, wśród rozpaczliwych pisków (których oczywiście nie ma, ale „obrońcy życia” je słyszą w wyobraźni), stamtąd wyrwać i skazać na śmierć…
O ile więcej dobra mogłoby przynieść przekierowanie części tych ogromnych zasobów empatii na osoby już urodzone, którym dzieje się realna krzywda. Na kobiety którym odmawia się prawa do ochrony zdrowia, ochrony życia prywatnego i rodzinnego, które w imię ideologii skazuje się na tortury. Na kobiety i dzieci zamknięte w przemocowych „świętych rodzinach”. Na osoby LGBT+, które są dyskryminowane i zaszczuwane. Na osoby z niepełnosprawnościami – wykluczone na różne sposoby z uczestnictwa w życiu społecznym i również dyskryminowane. Na samotne i pozostawione samym sobie matki-opiekunki osób z niepełnosprawnościami. Oni wszyscy potrzebują ochrony, miłości i wsparcia. Nawet bardziej niż płody.
Renata Rodewald
9 komentarzy
Słabe to tłumaczenie.
Najpierw chlapać z grubej rury , a potem szukać wytłumaczenia, że gdzieś tam ktoś coś takiego kiedyś powiedział.
W filmie lub żartach .
Czasy Monty python się skończyły.
Dziś nawet Disney cenzuruje swoje kreskówki dla dzieci pod naciskiem lewactwa.
Jak chcecie szacunku dla waszych wyborów szanujcie wybory innych.
Ktoś żartował o Zimnym Lechu, a o Zimnym budyniu z Gdańska to już nie wolno?
Jak Owsiak klnie na Pawłowicz to może bo jemu wolno więcej?
Jak wolność słowa to wolność dla każdego.
Czemu nie żartujecie z Mahometa lub Żydów?
Brak odwagi?
Bo mogą zrobić kuku?
W przeciwieństwie do katolików, co to nadstawią drugi policzek.
Tak też sądziłem, że ta babcia w moherowym berecie swoją wiedzę czerpie z seriali telewizyjnych. Okazuje się, że ten serial za trudny. W pewnym wieku tak bywa u niektórych, że nie dadzą rady odróżnić wiedzy od fikcji.
Nie możliwe, to jednak można prowadzić dyskusję bez kur**, wypierd**** i innych wulgaryzmów? WOW co za różnica:)
Poczekaj jak wpadnie moherowa babcia tylko serial się skończy. Wpadnie razem z poplecznikami to głównie kur… i wypier… i jeb… zobaczysz. Wtedy przemów niech wyp.dalają bo inaczej nie pojmie skoro nawet serialu nie rozumie.
Tylko winny się tłumaczy!
Komeda 25 lat )))) coś tam próbował )))))
W koncu ktoś rzeczowo się wypowiedział. Bez tej całej swoatobliwej otoczki i robienie z siebie świętej lub Świętego.. nagle wszyscy oburzeni bo kobiety przeklinają. To co często słychać na ulicach kolbuszowej to zupełnie co innego. Poza tym wszyscy swieci kopbuszowscy niech lepiej pokasuje swoje zdjęcia z telefonów znajomych gdzie się walają po pijaku po ulicach a potem w kościele poboznie bronią życia
Wreszcie sensowny tekst ukazujący obrzydliwą katolicką hipokryzję I zwraca uwagę na narzucanie kościelnej ideologii w prawnej nomenklaturze.
Ta nomenklatura (pasożyt, zlepek tkanek) jest potrzebna zwolennikom aborcji, żeby łatwiej było uzasadnić niewątpliwe zło, którym jest przerywanie życia. Łatwiej przecież zabić „pasożyta” niż „nienarodzonego człowieka”.
Idąc za tą chorą logiką, noworodek także jest pasożytem, bo bez karmienia i opieki nie jest w stanie funkcjonować samodzielnie, więc może zaproponujcie od razu aborcję postnatalną, np. dla kobiet w trudnej sytuacji życiowej, albo w depresji?
PS całkowicie rozumiem uzasadnione przypadki dla aborcji np. zagrożenie życia.