W miejscu nieistniejącej wsi Biesiadka, w okolicach wsi Przyłęk, przy drodze wojewódzkiej do Mielca, niektórzy kierowcy napotykają się na widmo dziecka. I nie tylko tam, bo takich miejsc, które mają nawiedzać duchy, w powiecie kolbuszowskim podobno ma być więcej.
Biesiadka i Dzikowiec
We wskazanym miejscu badacze nie spotkali duchów, ale wykryli silne pole magnetyczne. Ich zdaniem, w połączeniu ze zmęczeniem kierowców mogło ono powodować halucynacje.
Innym miejscem, które miało być nawiedzane przez duchy, jest budynek starej plebani w Dzikowcu. Przed wojną wśród mieszkańców krążyła opowieść o księdzu, który nie wywiązał się zobowiązań wobec zmarłego i stąd ten budynek nawiedzał duch, który się tego domagał. Ponoć doświadczył tego m.in. ks. Stanisław Sudoł, nieżyjący już proboszcz tamtejszej parafii, który ma zostać świętym.
Pałac w Weryni
Duch ukazywał się też na terenie pałacu w Weryni. W 1943 roku hrabiemu Jerzemu Tyszkiewiczowi miała ukazać się postać księżnej Łucji Franciszki Lubomirskiej, która na początku XIX wieku padła ofiarą własnego żartu. Pragnąc przestraszyć syna, udawała – nomen omen – ducha. Przerażony „zjawą” młody hrabia zabił matkę, strzelając do niej z fuzji. I właśnie zjawa księżnej ponad sto lat później ukazała się hr. Tyszkiewiczowi na sali balowej pałacu w Weryni. Przepowiedziano mu wtedy, że oznacza to jego rychłą śmierć. I tak się stało. Rok później hrabia został wywieziony do łagrów, gdzie zginął.
Czy to wszystko te wszystkie relacje są efektem wyobraźni czy może jednak coś jest na rzeczy? – Uważam, że takie rzeczy się zdarzają – mówił Marian Piórek, historyk i regionalista z Weryni. – Potwierdzają je nie tylko mieszkańcy, ale również niektórzy kapłani. Co prawda, dzisiejszy świat odrzuca takie opowieści, ale one wciąż tkwią głęboko w świadomości ludzi. Zwłaszcza mieszkańców wsi.
Przeczytaj również
Czy spadkobierca Tyszkiewiczów ma prawo do pałacu? A dlaczego nie?