
Na którym osiedlu mieszkasz? – gdybym zapytała o to przypadkowo spotkanych mieszkańców naszego miasta, pewnie usłyszałabym, że: koło dworca, na Partyzantów, indiańskim, rybackim, czy przy szpitalu.
Część z nas nawet nie wie, że miasto jest podzielone na trzy części nazwane właśnie osiedlami 1, 2 i 3. Mają one swoje zarządy. Przewodniczący biorą udział w sesjach Rady Miejskiej. Osiedla posiadają też budżety, które na spotkaniach ustalają sami mieszkańcy.
Byliście na takim spotkaniu? Wiecie, do którego Osiedla należy wasza ulica? Wybieraliście przewodniczącego, albo chociaż wiecie kto nim jest?
Z rozmów z mieszkańcami wysuwa się jednak wniosek, że słowo osiedle kojarzy się raczej z niewielkim obszarem, tymi kilkoma blokami czy domami w pobliżu. Stad czasem nieporozumienia np. „skoro jest taki budżet, dlaczego nie jest zrobione u nas to czy tamto? Na tamtym osiedlu zrobili, a u nas nie (chociaż to dalej to samo osiedle)”.
Dla przykładu w skład Osiedla nr 2 wchodził zarówno ul. Narutowicza od granicy z Kolbuszową Dolną po ul. Piłsudskiego do granicy z Kolbuszową Górną.
Sądzę, że trzeba się zastanowić i rozważyć pomysł zmiany nie tylko nazewnictwa, ale i obszarów osiedli. Jeśli musiałyby nadal pozostać te trzy duże obszary to może stałyby się rejonami, dzielnicami, częściami, a wydzielono by w nich zwyczajowo przyjęte osiedla, z których w Zarządzie byliby przedstawiciele, którzy najlepiej znaliby potrzeby współmieszkańców?
Jest trochę czasu. Można ten temat przedyskutować i zastanowić się, czy takie zmiany są potrzebne.
Za dużo tej biurokratycznej demokracji. Wybieramy radnych i oni powinni się zajmować sprawami mieszkańców. Po co to mnożenie bytów i wybieranie dodatkowych zarządów, przewodniczących, sekretarzy czy innych takich. Wystarczy przydzielić do radnego A rejon A, do radnego B rejon B itd
Bo jak jest tort to zawsze najlepszy kawałek należy się temu co go kroi…
Taki paradoks.
Społecznik zawsze społecznie dzieli dobra, ale tak żeby samemu nie stracić…
Im większy tort tym… my ….
Im większy miś tym… my ….