Marsz Niepodległości oczami kolbuszowianina

Marsz Niepodległości, który odbył się tradycyjnie 11 listopada w Warszawie, niestety nie przebiegał w spokojnej atmosferze. Jednym z uczestników MN był kolbuszowianin, Tomasz Buczek. Skumulowało się wiele złych emocji, jakie są w społeczeństwie – przyznaje.

Tegoroczny Marsz Niepodległości odbył się w  środę (11.11) pod hasłem „Nasza cywilizacja, nasze zasady”. W swym założeniu wydarzenie to jest elementem świętowania obchodów Narodowego Święta Niepodległości oraz demonstracją patriotyzmu i polskości. Przeciwnicy MN (środowiska lewicowe i anarchistyczne) od samego początku zarzucają mu rzekome promowanie faszyzmu i rasizmu.

Kilka dni przed środową manifestacją prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zakazał organizacji tego wydarzenia. Jak tłumaczył, tak doradzili mu jego eksperci. W związku z tym organizatorzy zapowiedzieli, że Marsz się odbędzie, ale w formie zmotoryzowanej.

Policja prowokowała?

Niestety na trasie Marszu dochodziło do starć z policją, Chuligani obrzucali funkcjonariuszy środkami pirotechnicznymi i innymi niebezpiecznymi przedmiotami; mundurowi reagowali z użyciem środków przymusu bezpośredniego. Pojawiły się też doniesienia o agresywnej postawie policji.

Doszło także do podpalenia mieszkania w kamienicy. Budynek ten został obrzucany racami i petardami, których część trafiła do jednego z mieszkań, wzniecając pożar. Powodem miały być znajdujące się w sąsiednich oknach tęczowe flagi oraz symbole Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.

Policja poinformowała, że rannych zostało 35 funkcjonariuszy, zatrzymano ponad 300 osób. Organizatorzy, szczególnie Robert Bąkiewicz, prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, oskarżyli mundurowych o utrudnianie przejazdu samochodom, brutalność i prowokacyjną postawę.

Marsz Niepodległości

Swoją relację z Marszu Niepodległości przedstawił również Tomasz Buczek, mieszkaniec Kolbuszowej Górnej, działacz narodowy i polityk Konfederacji. Był „na pierwszej linii ognia”, bo zabezpieczał czoło manifestacji i w związku z tym widział wiele ciekawych rzeczy. Oto jak to wspomina:

„Już na samym początku przed rozpoczęciem MN mówiłem kolegom, że policja jest za blisko i będzie z tego draka. Nic a nic się nie pomyliłem. Nie ma co się oszukiwać. W tłumie są różni ludzie. 99 procent spokojnie chce świętować ale jest jeden procent, może nawet mniej, osób które szukają wrażeń, są pod wpływem alkoholu i bardzo łatwo jest ich sprowokować. A takie prowokacje były min. przez oddziały cywilne policji kryminalnej która z teleskopami „wjeżdżała” w tłum i rozpoczynała zadymę.

Rozgoryczenie w tłumie

Ja dziękuje dziesiątkom tysięcy patriotów którzy przyjechali spokojnie świętować do Warszawy ten wyjątkowy dzień, jakim zawsze jest 11 listopada. Ale potrafię też zrozumieć rozgoryczenie, jakie widziałem w tłumie. Skumulowało się wiele złych emocji, które są w społeczeństwie. Ludzie są wściekli za podwójne opodatkowanie za pracę za granicą. Byli też rolnicy, którzy musieli walczyć o swoje firmy;  ludzie z branż medycznych; wkurzeni przedsiębiorcy, którym zamknięto firmy przez lockdown; przeciwnicy obostrzeń, które rząd wprowadza bez żadnej logiki i konsekwencji.

Nie dziwię się więc, że tak łatwo było wzniecić te zadymy. Co gorsza strona rządowa zrobiła wszystko, żeby tak się stało. Pytanie, po co? Czy Jarosław Kaczyński chciał przykryć jakieś rządowe niepowodzenia? No, to się mu udało. Przykrył jedne pokazując drugie. Mistrz strategii”.