Joanna Procak: – Czy my jesteśmy tu za karę…?

Joanna Procak: - Czy my jesteśmy tu za karę...?

Chyba nie tylko Justyna Steczkowska zadaje sobie to pytanie. Obserwując z boku obrady radnych miejskich stwierdzam, że wielu z nich również nuci sobie te słowa w głowach.

Rok temu zwróciłam uwagę, że hałas panujący na sali uniemożliwia prawidłowy odbiór wypowiedzi. Radni nie słuchają się nawzajem, a nawet potrafią zadać pytanie i wyjść z pomieszczenia, kiedy pada odpowiedź. To było na stadionie, w niedużej sali, na której oprócz radnych byli także obecni sołtysi, urzędnicy miejscy oraz zaproszeni goście.




Brak kultury?

Teraz, kiedy obrady odbywają się w przestronnej sali Miejskiego Domu Kultury, a ze względu na sytuację, pozostali uczestnicy są w pomieszczeniach obok, wydawać by się mogło, że powinno być dużo ciszej. Ostatnia sesja pokazała jednak, że nic się nie zmieniło.

Nawet słuchać wypowiedzi było ciężko. Szum? Harmider? Brak kultury? Nie wiem, które określenie byłoby najwłaściwsze. Ja siedzę tam w kąciku, grzecznie w jednym miejscu i za darmo.

Nasi radni (choć oczywiście nie wszyscy) nie są w stanie w spokoju wytrzymać czasu, za który dostają rekompensatę. Wychodzą, to z telefonem, to za potrzebą, to na negocjacje i inne dyskusje.

W efekcie brakuje ich podczas głosowań. Oczywiście ja rozumiem, że są czasem telefony, których zignorować nie sposób, wyjść do WC i mi się zdarza, ale żeby 120 minut nie wytrzymać spokojnie?

Niektórzy radni już nawet nie szepczą między sobą, a prowadzą swobodne dyskusje, nie zważając na to, że ktoś mówi z mównicy, że inni słuchają.




„Po co przychodzisz?”

Na nagraniach nie słychać tego wszystkiego, na sali i owszem. Nie rozumiem jak można pozwalać sobie na rozbrzmiewające dzwonki, rozmowy na głośnomówiącym czy zagorzałe dyskusje, przez które zapomina się nacisnąć przycisk.

Część samorządowców nie jest nawet w stanie wytrzymać do końca obrad, a przecież po to tam przychodzą, by być od słów „otwieram” do słów „zamykam”, by aktywnie się w nie włączyć, by reprezentować zdanie mieszkańców.

Sesje  ogląda coraz więcej z nas, a na obradach poszczególnych komisji nie są obecni przecież wszyscy radni, dlaczego więc ten czas nie jest przeznaczony na analizę i dyskusję? Krótka prezentacja, pytania lub ich brak i „proszę podnieść rękę i nacisnąć przycisk”.  Pytanie tylko komu jest coś takiego potrzebne?

Kiedyś po sesji usłyszałam: „Po co ty tu przychodzisz? Wszystko i tak załatwia się na komisjach, a tu tylko podnosi rękę. Siedź lepiej w domu z dziećmi”. Poczułam się jakbym dostała w twarz.




Jestem świadomym mieszkańcem tego miasta, mam prawo być na sesji, słuchać i zadawać pytania, a moje dzieci w tym czasie mają zapewnioną opiekę. I będę przychodzi nadal, nawet z wiedzą, że większości radnych moja obecność się nie podoba. Ja jestem tam z własnego wyboru, a nie za karę…

Joanna Procak

2 Komentarze

  1. Ohohoh już widzę oczy radnych skierowane na Joannę na następnej sesji.
    Niektórzy radni pewnie się obrażą, bo jak to taki „gówniarz” ma prawo im zwracać uwagę.

  2. Pani Joanna pewnie przychodzi na sesję bo już robi sobie kampanię pod następne wybory samorządowe. Oczywiście ma do tego prawo, ale prawdziwi społecznicy nie muszą na każdym kroku reklamować swoich działań. Da się to robić nawet na naszym lokalnym podwórku przykład fundacja serce.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.




Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.