Na terenie kolbuszowskiej gminy są szkoły, które z ekonomicznego punktu widzenia nie powinny istnieć. Jednak, jak do tej pory, żadnej z nich nie zamknięto, ani nie przekształcono. Zamiast tego, w ramach reformy oświaty, wszystkie placówki… powiększono do ośmiu klas. Efekt? Rządowa subwencja oświatowa nie starcza nawet na wypłaty dla nauczycieli.
W ubiegłym roku liczba uczniów w szkołach podstawowych wyniosła 2 677, etatów nauczycielskich zanotowano zaś 289. Subwencja, którą samorząd dostaje na oświatę, to 18 775 844 zł, rzeczywiste wydatki na ten cel wyniosły zaś ok. 32 mln zł, z czego na wypłaty aż 27 mln zł. Gmina więc musiała dołożyć ponad 13 mln zł. Roczny koszt utrzymania jednego ucznia wyniósł prawie 12 tys. zł.
A może by kodeks pracy?
Najwięcej gminną kasę kosztują małe wiejskie szkółki, w których obowiązuje Karta Nauczyciela. Chodzi m.in. o placówki w: Bukowcu, Zarębkach, Domatkowie i Przedborzu. Nieco lepiej jest w Weryni i Kolbuszowej Górnej. Podstawówki te wykańcza niż demograficzny, ale też i wybór samych rodziców, którzy wolą posyłać swoje dzieci do szkół w mieście niż w rodzinnej miejscowości.
Radny Michał Karkut przywołuje przykład ościennych gmin, gdzie małe placówki oświatowe z reguły są niepubliczne – obowiązuje w nich kodeks pracy, czyli zarobki i struktura zatrudnienia są zupełnie inne jak w jednostkach publicznych. Czy takie rozwiązanie zostanie wprowadzone też w kolbuszowskiej gminie? Jest to mało prawdopodobne, głównie z powodów wyborczo-politycznych.
Winni rodzice i rząd?
Burmistrz Jan Zuba za zaistniałą sytuację obwinia rząd. Mówi, że w ciągu czterech lat do oświaty gmina dołożyła 50 mln zł. – Gdyby państwo należycie finansowało zadania, które przekazuje, to nie dość, że nie mielibyśmy zadłużenia, to jeszcze moglibyśmy zainwestować kilkanaście milionów złotych – podkreśla.
Inną sprawą jest to, że do podstawówek w mieście zapisywane są dzieci z innych miejscowości. – Ta tendencja nie omija żadnego sołectwa – twierdzi burmistrz. – Do Jedynki zapisano dzieci z Zarębek, Weryni, Kolbuszowej Górnej, Bukowca, a nawet z Kupna. A więc to rodzice pokazują kierunek zmian.
5 komentarzy
Trudno żeby zapisywać dzieci do szkoły gdzie dyrekcja i nauczyciele dopiero z fejsa dowiedzieli się jak się pisze nazwa miejscowości i wydawali świadectwa pisząc Przedbóż zamiast Przedbórz. I tak dziwne że przez u otwarte nie pisali.
Proponuję wprowadzić rejonizację jeśli chodzi o podstawówki i będzie po problemie..dzieci staną się uczniami szkół w swoich miejscowościach a co za tym idzie placówki staną się rentowne.
Jest XXI wiek i nikt nie będzie narzucał do której szkoły posłać dziecko. Pośle je tam gdzie będzie miało dobre warunki do nauki
Wydaje mi sie ze szkola powinna uczyc dzieci i trzymac jakis poziom a nie byc instytucja do utrzymywania roznych nauczycieli .Rodzice wiedza dokladnie w ktorej szkole poziom nauczania jest odpowiedni i ktorzy nauczyciele nadaja sie do tego zawodu ,niestety czesc z nich jest nauczycielem z nazwy i grzeja sobie tylko posadki zgodnie z zsadad „byle do emerytury” .Prawda jest taka ze w KAZDEJ szkole jest przynajmniej jeden nauczyciel co nim nie powinien wogole byc a obawiam sie ze jest ich wiekszy odsetek.Podobno w szkole podst nr 1 nauczycielka od jezyka angielskiego o nauczaniu ma pojecie delikatnie mowiac wzgledne i co ? i nic pracuje sobie w najlepsze i ma wszystko w nosie a dlaczego ,,,
Jaka masz receptę na problem ? Jedyne co z tego komentarza wynika to wylewanie żółci w stronę nauczycieli