Od pewnego czasu w budynku Urzędu Miejskiego w Kolbuszowej odbywają się dyżury radnych. Sęk w tym, że mają one miejsce najpóźniej do godz. 16. W związku z tym wielu mieszkańców, aby spotkać się z osobami, na których oddali swój głos, musi brać urlop.
Burmistrz Jan Zuba swego czasu tłumaczył, że Urząd Miejski w Kolbuszowej jest zamykany po godz. 16 ze względów bezpieczeństwa. – Nie możemy sobie pozwolić, żeby ktoś się kręcił po budynku, kiedy nie ma już urzędników, a pokoje nie są zamykane, bo są sprzątane – tłumaczył Jan Zuba.
Radni mają prawo
Nie przekonuje to lidera miejskiej opozycji, radnego Józefa Fryca, który od kilku miesięcy pisemnie informuje o tym władze gminne: – Chcemy, aby nasze dyżury odbywały się wtedy, kiedy mieszkańcy są już po pracy i mogą spotkać się z nami. Jako radni ślubowaliśmy, że będziemy do dyspozycji wyborców, i chciałbym tego dotrzymać. Na razie Urząd Miejski mi to uniemożliwia – irytuje się radny Fryc.
To, że rajcy mają prawo do dyżurowania w urzędzie w godzinach popołudniowych, przekonany jest radny Mirosław Kaczmarczyk: – Jeśli przejrzymy nasz gminny statut, to znajdziemy w nim zapisy mówiące, że jako mamy prawo do korzystania z urzędu na miarę naszych potrzeb – zaznaczył.
Do biblioteki
Tymczasem radni związani z burmistrzem zaproponowali, aby opozycja spotykała się z wyborcami w… bibliotece. – Na wsi mamy ułatwioną sprawę, bo są np. sołtysówki. Ale w mieście też jest biblioteka, która jest gminna. Myślę, że można byłoby znaleźć tam lokum – przekonywał Stanisław Rumak.
W podobnym tonie wypowiada się radny Adam Kaczanowski: – Biblioteka jest czynna do późna. Nie byłoby więc tu kolizji takich jak w przypadku urzędu – argumentował.