
Dziesięć lat temu nie tyle Kolbuszowa, co cała Polska żyła historią pana Piotra Kardysia (brata obecnego starosty) – znanego bardziej jako człowieku z telefonicznym słupem w… kuchni.
Kilkanaście lat temu kupił on działkę w Kolbuszowej Dolnej, przez którą biegnie linia telefoniczna łącząca Kolbuszową z Mielcem. W miejscu, gdzie zamierzał wybudować nowy dom, stał wiekowy słup podtrzymujący przewody. Po konsultacji z przedstawicielami Telekomunikacji Polskiej, pan Piotr dowiedział się, że przebudowa linii jest możliwa, jeśli w połowie pokryje on koszty przeniesienia słupa.
Na własny koszt wykonał więc projekt przebudowy linii. Na próżno, bo TP SA nagle zmieniła zdanie i zaczęła twierdzić, iż to właściciel działki we własnym zakresie i na własny koszt powinien przesunąć słup. – Wtedy moja cierpliwość się wyczerpała. Postanowiłem walczyć – wspominał Kardyś.
Na przekór wszystkiemu wybudował dom. Nietypowy, bo w środku pozostał słup, w dodatku wystający na pół metra ponad dach. – Postawienie obiektu uniemożliwia prawidłowe funkcjonowanie linii – ocenił ten fakt Kazimierz Kowalski, przedstawiciel inwestora. – Ponieważ decyzja o pozwoleniu na budowę była warunkowa i uzależniona od likwidacji słupa, dlatego będę się domagał rozbiórki budynku.
Pan Piotr rozpoczął własną krucjatę przeciwko biurokratycznej machinie. Swoje racje tłumaczył m.in. nielegalnością przebudowanej jeszcze w 1995 roku linii. Sprawa trafiła w końcu do Naczelnego Sądu Administracyjnego, który przekazał ją do Podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego do ponownego rozpatrzenia. Ten przyznał kolbuszowianinowi rację. Dziś po słupie nie ma już ani śladu.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis