Podczas gdy na Podkarpaciu pamięć o Wojciechu Lisie (1913-48), legendarnym Żołnierzu Niezłomnym jest celebrowana (m.in. poprzez organizację imprez patriotycznych czy funkcjonowanie grup rekonstrukcji historycznej), w jego rodzinnych Ostrowach Tuszowskich trwa dyskusja, czy należy nadawać jego imię Szkole Podstawowej.
Inicjatywa ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. – Pewnie to dobrze, bo żeby dojść do czegoś, trzeba to dogłębnie przedyskutować z ludźmi. Być może zbyt szybko chciałem to zrealizować – zastanawia się wójt gminy Cmolas, Eugeniusz Galek.
– Trzeba pamiętać, że historia Wojciecha Lisa rozpoczyna się w 1942 r., kiedy pracując przy budowie drogi pobił niemieckiego oficera – zaznacza wójt. – W odwecie gestapo rozstrzelało jego rodzinę i spaliło dom w Ostrowach Tuszowskich. Z jego powodu ginęli też jego krewni, sąsiedzi, przypadkowi ludzie. Ci co zostali niekoniecznie dobrze to wspominają. Mówią: gdyby siedział cicho, to nasi bliscy może by dalej żyli.
– Inną przyczyną jest komunistyczna propaganda, która robiła z niego zbrodniarza. Nowiny pisały o „bandzie krwawego Lisa”. Przypisywano mu takie rzeczy, o którym by nawet nie pomyślał – zaznacza Eugeniusz Galek. – Wielu w to uwierzyło. Nie pomagała też okoliczna bandyterka, która rabując, a czasem nawet mordując, ogłaszała, że jest z oddziału Lisa. To ludzie zapamiętali… Dziś odkręcenie tego nie jest takie łatwe.
W Mielcu nie ma takich dylematów. Tam „Mściciel” jest nie tyle bohaterem, co wręcz ikoną lokalnej popkultury. – Mielec ma jego „czyste odbicie”. Tam pokazał się jako bohater – uważa wójt. – Natomiast konsekwencje jego działalności, to całe zło, odwet okupantów na jego rodzinie i sąsiadach, to wszystko wydarzyło się tutaj. Do dziś odczuwamy tego skutki. Ażeby to zmienić, trzeba czasu i rzetelnej rozmowy z ludźmi.