O działce przy ulicy Jana Wiktora napisaliśmy chyba wszystko. Przypomnijmy, że teren ten jest pełen szkła, desek, gruzu, odchodów oraz rozkładających się zwłok zwierząt. Psy, których naliczono tam kilkadziesiąt, terroryzują przechodniów, o sąsiadach nie mówiąc. Oto co na ten temat do powiedzenia ma Grzegorz Dzimiera, komendant Straży Miejskiej.
– O problemie rozmawiałem z właścicielem posesji i Powiatowym Lekarzem Weterynarii. Wspólnie ustaliliśmy, że ten pan niezwłocznie tak zabezpieczy swoją posesję, żeby te psy nie wydostawały się na zewnątrz i nie stwarzały zagrożenia na przechodniów. Po drugie, ma on zwrócić się do burmistrza z prośbą o sfinansowanie sterylizacji suczek. Żeby to stado się nie rozrastało – podkreśla komendant.
Najpierw policzymy
– Poza tym wszystkie psy mają zostać objęte podstawową opieką weterynaryjną, czyli będą: przebadane, odrobaczone, odpchlone i odkleszczone. Właściciel tych zwierząt zobowiązał się też do tego, że sukcesywnie będzie budował kojce, żeby te psy mogły przebywać w godziwych warunkach.
– Jak to wszystko zinwentaryzujemy i policzymy, to trzeba będzie pomyśleć nad tym, żeby one sukcesywnie trafiały do adopcji. Na pewno to nie będzie łatwe, bo te psy wymagające resocjalizacji, są trochę dzikawe. Nie są przystosowane do normalnych warunków bytowania z człowiekiem. Żyją w stadzie i tak się zachowują. A więc to wszystko trzeba będzie jakoś unormować – zapewnia.
Nie ma znęcania
– Może być jednak z tym problem, bo ten pan wcale nie chce się tych zwierząt pozbywać. Z drugiej strony nie jest takie proste zabrać taką liczbę psów. Bo gdzie je umieścić i kto za to zapłaci? Poza tym taka adopcja wiąże się to z koniecznością interwencji sądowej, która zazwyczaj jest długotrwała.
– Tym bardziej, że nie mamy tu do czynienia ze znęcaniem się nad zwierzętami w klasycznym znaczeniu, bo one nie są ani głodzone, ani bite. Mają dostęp do wody, mają kontakt z właścicielem. Tyle że te warunki, w jakich żyją, nie są takie jakie powinny być – przyznaje Grzegorz Dzimiera.
Nie wiedzieliśmy
– W ubiegłych latach interweniowała tam policja oraz Straż Miejska. Właściciel posesji był karany mandatami. Interwencje te okazywały się na tyle skuteczne, że właściciel popoprawiał te dziury w płocie, pozabijał je sztachetami i był przez jakiś czas spokój. Z czasem jednak pojawiały się nowe podkopy, nowe dziury i sprawa na nowo odżywała. I tak w kółko. Natomiast nie było sygnałów, że tych psów może być tam tak dużo, i że dzieje się to co można zobaczyć w Internecie – przekonuje.