Kolbuszowski Magiel — tajemniczy, ironiczny i bezkompromisowy bloger, który boleśnie wgryzał się w lokalne układy z precyzją i sarkastyczną pasją. Dla jednych był wręcz bohaterem, dla innych – natrętną drzazgą w oku. Dla wszystkich – wielką zagadką.
Blog „Kolbuszowski Magiel” pojawił się w sieci grubo ponad dekadę temu i szybko zyskał status wręcz kultowego – szczególnie dla lokalnych polityków, urzędzików i ich rodzin.
Kim jest Kolbuszowski Magiel?
Prowadzony z pozycji obywatelskiego obserwatora, blog w sposób ironiczny opisywał układy, hipokryzję, marazm władzy czy absurdy samorządowe.
W swoich wpisach Magiel łączył fakty z lekką narracją. Mówił to, o czym inni bali się pomyśleć – i oczywiście robił to anonimowo, co zupełnie dobijało tych, których poczynania krytykował.
Kim był? Oficjalnie – Andrzejem Kuligiem. Ale czy naprawdę? Tego do dziś nikt nie potrafi potwierdzić. O jego tożsamości krążyły lokalne legendy – od „emerytowanego urzędnika”, przez „studentkę dziennikarstwa”, aż po „agenta opozycji”.
Znienawidzony
Dla lokalnych włodarzy Magiel był postrachem – publikował, analizował, śledził. Władzy odbierał komfort bezkarności. Był czwartą władzą – zupełnie nieformalną, ale jakże skuteczną.
Cytowano go w prasie, omawiano na sesjach samorządowych, śledzono w Internecie.
Niektórzy radni wprost przyznawali, że to „najbardziej znienawidzony przez nich blog”. A skoro nikt nie wiedział, kim naprawdę jest, rosła legenda. I frustracja tych, którzy byli opisywani.
Osobnym tematem są anonimowe komentarze pod wpisami. One, niestety, w wielu wypadkach były hejterskie, pomawiające i poniżające innych ludzi. Są złem. Magiel w wywiadzie z „Przeglądem Kolbuszowskim” mówił o tym tak:
– Nie lubię kilku hejterów, którzy potrafią wpisywać się po kilka razy dziennie.”
Tymczasem Kolbuszowski Magiel od miesiąca milczy. W prima aprilis, 1 kwietnia 2025 roku, opublikował… list pożegnalny. Poważny, przepraszający, bez ironii. Brzmiał jak kapitulacja. Albo – jak żart. Przez chwilę wszyscy uwierzyli, że to tylko prowokacja. A może nie była?
Dlaczego zamilkł?
Treść wpisu była zaskakująco pokorna: przeprosiny, przyznanie się do błędów, rzekome wezwanie do prokuratury, zapowiedź zamknięcia bloga. Nawet jeśli był to żart, to dobrze wyreżyserowany. Jeśli nie – to była to rezygnacja pod przymusem.
To nie pierwszy raz, gdy Kolbuszowski Magiel znikał. Poprzednie milczenie trwało od września 2019 do grudnia tego samego roku. Wówczas również zniknęło konto na Facebooku, fanpage, a wpisy przestały się pojawiać. Wtedy też spekulowano: cenzura? groźby? samorefleksja? depresja?
Ale Magiel wrócił. Teraz jednak znowu zamilkł. Powód? Może pojawiły się realne konsekwencje – może prawne, może osobiste. A może po prostu… wyczerpała się energia na blogowanie.
Działał sam?
Kim był? Kim nie był? Magiel udzielił kiedyś wywiadu „Przeglądowi Kolbuszowskiemu”. Z rozmowy wyłania się obraz człowieka wykształconego, zaangażowanego i z lekkim piórem.

Podczas rozmowy z panią Ulą podkreślał, że „działa sam”, choć przyznał, że ma prawników, współpracowników, informatorów. Był trochę Kloss, trochę Lis, trochę lokalny Hunter S. Thompson.
Nie chciał ujawniać tożsamości. Nie dlatego, że miał coś do ukrycia – ale dlatego, że w Kolbuszowej za prawdę można zapłacić wysoką cenę. Jego anonimowość była jego bronią.
Czy wróci?
Kolbuszowski Magiel to nie tylko blog – to zjawisko. Głos niezależności w kolbuszowskim świecie, gdzie większość mieszkańców w mniejszy lub większy sposób od kogoś zależy. Przypomnienie, że nawet w najmniejszej społeczności potrzebna jest kontrola władzy, odwaga słowa, obywatelski niepokój.
Czy wróci? Może tak, może nie. Oby. Są bowiem takie miejsca, a Kolbuszowa do nich należy, które bez ironii, dystansu stają się mentalnym skansenem.
