Wjeżdżając do Kolbuszowej od strony Rzeszowa, człowiek może pomyśleć, że trafił do miasta uporządkowanego, schludnego, a miejscami nawet dumnego z własnych krawężników. Wszystko wydaje się tu jasne, proste i czytelne. Aż do momentu, w którym los – a raczej potrzeba zakupu świeżych warzyw lub promocji na skarpetki – zaprowadzi nas na środkowy wjazd przy Galerii nad Nilem, tuż obok sklepu Orzech. I tu zaczyna się odcinek specjalny, jakby nie z powiatu, tylko z krainy absurdu.
W tym miejscu, jak w żadnym innym, wszystko zostało przygotowane perfekcyjnie. Strzałki wyrysowane równiutko jak od linijki. Podwójna linia ciągła świeża jak chałka z porannego wypieku. Znaki pionowe stoją, nie chwieją się, nie są zaklejone reklamą ani porośnięte mchem.
Układ prosty, zrozumiały i logiczny. Wjeżdżamy prawym pasem, wyjeżdżamy tym samym. Żadnych kombinacji, żadnych zagadek.
Malowane dla estetyki?
A jednak każdego dnia da się tam zobaczyć samochody wyjeżdżające z lewej strony, przecinające podwójną ciągłą, ignorujące strzałki i wjeżdżające pod prąd. Można by pomyśleć, że ci kierowcy nie widzą oznaczeń.
Ale przecież one są. Wyraźne. Duże. Białe na szarym tle asfaltu, kontrast jak z reklamy telewizorów. Może więc nie chodzi o wzrok, tylko o zwykłą, przyziemną niechęć do stosowania się do czegokolwiek.
Niektórzy twierdzą, że to układ drogowy jest wadliwy. Że powinien być tylko wyjazd, że za ciasno, że nieczytelnie. Tylko że to wszystko bzdury. Kierowcy dużych busów wjeżdżają i wyjeżdżają bez najmniejszego problemu.
A skoro im się udaje – to dlaczego nie miałoby się udać osobie w miejskim kompakcie? Problem nie leży w pasach ruchu, lecz w tych, którzy nie chcą go zrozumieć. Nie w wjeździe i wyjeździe, lecz w tych, którzy próbują na siłę udowodnić, że wiedzą lepiej.
Pod prąd, bo szybciej
Może to nie geometria tego skrzyżowania jest zagrożeniem, tylko umiejętność czytania najprostszych drogowych komunikatów.
Może to nie farba na asfalcie, tylko brak skupienia, brak chęci, brak logiki. Skoro jeden znak pionowy mówi w lewo lub w prawo, strzałka na drodze mówi to samo, a linia ciągła krzyczy „nie wolno skręcać przez środek”, to czego jeszcze potrzeba?
Strzałki są. Linia jest. Znak ustąp pierwszeństwa stoi jak stał. A mimo to, kierowcy nie widzą. Tracimy wzrok w trzech kierunkach naraz – poziomo, pionowo i wewnętrznie. I może to nie jest kwestia ślepoty dosłownej, lecz tej motoryzacyjnej, codziennej, która nie pozwala dostrzec najprostszego przekazu z jezdni. Tylko że w tym miejscu nie ma miejsca na wymówki. Tu nie chodzi o nieczytelność. Tu chodzi o lekceważenie.
Kiedy znaki są zbyt oczywiste
Do właścicieli Galerii nad Nilem warto skierować przyjazne, ale stanowcze „halo”.
To jedyna galeria w mieście, więc warto, by wszystko wokół niej działało jak należy.
A tymczasem wciąż są błędy w oznakowaniu na parkingu, niejednoznaczne strzałki, znaki ustawione „jak wyszło”. To nie dramat, ale też nie drobiazg. To świadczy o całości. A przecież można to poprawić.
Jeszcze gdyby ktoś był z Rzeszowa, Stalowej Woli lub Krakowa – można by to zrozumieć. Nowe miejsce, nieznana organizacja ruchu. Ale najwięcej wykroczeń popełniają kierowcy na lokalnych blachach RKL. Jak to możliwe, że człowiek we własnym mieście nie potrafi prawidłowo wyjechać z parkingu? A kierowcy z obcych rejestracji – jakimś cudem – nie mają z tym problemu. Czyli się da.
Logika? W Kolbuszowej?
Między Galerią nad Nilem a Dworkiem obowiązuje niemal identyczny układ drogowy. Tam nikt się nie gubi, nikt nie wyjeżdża pod prąd, nikt nie przecina podwójnej ciągłej.
Tam da się jeździć zgodnie z przepisami. Skoro więc różnica nie tkwi w układzie, tylko w zachowaniu – to może czas przestać winić drogę.
Na Piłsudskiego patrol policji z radarem czai się często przy progach zwalniających, dbając by nikt nie naruszył przepisów i miski olejowej. A tymczasem tu, pod Galerią, dzieje się o wiele więcej – i jakoś mniej patroli to zauważa. Może warto zainteresować się miejscem, w którym zasady są łamane regularnie i jawnie? Może to tu potrzeba kilku kontroli i paru mandatów, zanim coś się zmieni.
Zapraszam do dyskusji, ale nie tej agresywnej, internetowej, pełnej wymówek i obwiniania wszystkiego wokół. Porozmawiajmy szczerze. Może warto wspólnie dopilnować, by było bezpieczniej.
Może warto, by kierowcy zwracali uwagę, właściciele działali, a odpowiednie służby też przyjrzały się sytuacji. Bo organizacja jest. Znaki są. Farba jest świeża. Teraz czas na ludzi.
Jakub Szypuła
Zobacz zdjęcia



