Z początkiem tego miesiąca na terenie kolbuszowskiej gminy pojawiły się dwie nowe linie autobusowe. Ich trasy uwzględniają te wsie, do których komercyjny transport zbiorowy nie dociera. Tymczasem w Małej Widełce stało się… odwrotnie. Mieszkańcy tego przysiółka Widełki z dnia na dzień zostali pozbawieni komunikacji publicznej i do najbliższego przystanku kolejowego lub autobusowego muszą iść piechotą ponad cztery kilometry.
Autobusy na nowych trasach kursują w dni nauki szkolnej. Miejscowości, które zostały ujęte tych w liniach, kiedyś były obsługiwane przez komercyjnych przewoźników, ale ze względu na nieopłacalność zostały zlikwidowane. Teraz jednak dzięki rządowej dotacji zostały reaktywowane.
Problem w tym, że w Małej Widełce stało się… odwrotnie. – Byliśmy zapewniani, że kurs autobusowy został tam zawieszony. Tymczasem cztery dni przed planowanym odwieszeniem dowiadujemy się, że został zlikwidowany – załamuje ręce Stanisław Rumak, sołtys Widełki. – Dziś mieszkańcy Małej Widełki to najbliższego środka transportu publicznego, pociąg i autobus, mają ponad cztery km. Ja nie mówię, żeby autobus jeździł tam co godzinę, bo nie ma takiej potrzeby. Chodzi o to, żeby rano dzieci jechały do szkoły, a dorośli do pracy, a popołudniami, żeby te autobusami wracały. Na tym nam zależy – dodaje.
Apel sołtysa póki co pozostaje bez odzewu. Wcześniej jednak burmistrz Jan Zuba tłumaczył, że nowe uruchomione linie autobusowe funkcjonują tylko do końca tego roku, i albo zostaną utrzymane, albo zamienione, albo dołączą do nich kolejne. – To nie jest tak, że te linie będą na wieki wieków – zapewnił Zuba. – Zaczynamy skromnie, a potem zobaczymy, może uruchomimy kolejne trasy autobusowe.