Pływalnia kryta „Fregata” jest zamknięta od wielu tygodni. To efekt obostrzeń związanych z epidemią koronawirusa. Sęk w tym, że utrzymanie obiektu kosztuje. Płacić trzeba też pracownikom. Burmistrz Jan Zuba lobbuje więc w Warszawie, żeby pływalnię, podobnie jak prywatne firmy, objęto rządowym wsparciem w ramach tarczy antykryzysowej.
Formuła „Fregaty” jest złożona. To instytucja publiczna, której pracownicy zatrudnieni są w Urzędzie Miejskim. Z drugiej jednak strony prowadzi działalność gospodarczą i z tego tytułu płaci podatek VAT. A jako że przez rządowe obostrzenia nie jest w stanie tego robić, zdaniem burmistrza Jana Zuby, powinna zostać objęta pomocą. Chodzi głównie o dofinansowanie płac pracowników pływalni.
Pracują w urzędzie
– Cały czas ślemy pisma w tej sprawie do stosowanych władz w Warszawie, apelując o to, by przy kolejnej tarczy antykryzysowej uwzględniono również samorządy – zapewnia burmistrz.
Po wybuchu epidemii część personelu basenu przeszła na chorobowe, inni wzięli urlopy. Pozostali zostali „zagospodarowani” przez magistrat. – Ci ludzie wykonują teraz różne prace. Zostali skierowani do prac związanych z zapewnieniem dezynfekcji. Działają od wczesnych godzin rannych, bo nasi petenci muszą czuć się bezpieczni. Panie sprzątające przychodzą do pracy na godz. 11, a potem, gdy urzędnicy opuszczają obiekt, zajmują się dezynfekcją wszystkich pomieszczeń – zaznacza Jan Zuba.
Basen musi jednak funkcjonować. Tym bardziej, że jest tam technologia, która wymaga nadzorowania. Burmistrz przekonuje, że są oszczędności. – Spuściliśmy wodę, nie ponosimy kosztów jej grzania, nie płacimy też za energię elektryczną związaną z pracą centrali wentylacyjnej. Ponadto nie ponosimy kosztów wymiany wody w nieckach. Natomiast nie oszczędzamy na pensjach – podkreśla.