Każdy tekst ma swoje konsekwencje. Po moim ostatnim pojawiła się fala hejtu. Zarzucano mi, że jestem tylko ogrodnikiem, z czego swoją drogą jestem bardzo dumny. Oskarżano mnie o „nacjonalizm” i „antysemityzm”. Swoje żale wylewali zwłaszcza dwaj dyletanccy pracownicy muzeum w Kolbuszowej. Starali się zohydzić wszystko co polskie. Bo to nacjonalizm. Wcześniej okazało się, że przeszkadzanie w występie banderowskiego bandyty w bibliotece to też ten „wredny nacjonalizm”.
Za pamięć o kolbuszowskich Żydach i ich kulturze nazywano mnie często „Żydem”. A teraz, jak staram się wyjaśnić mechanizmy, które panowały w latach 1939-1956, zostałem ogłoszony naczelnym antysemitą. Bezmyślne nierozumienie prawdy powoduje klasyfikowanie mnie do skrajnych poglądów. Spróbujcie odciąć się od tego sposobu myślenia. Moim założeniem jest pokazanie prawdy.
Muszę się posłużyć pamiętnikami Naftalego Saleschütza, które skonfrontuję z dokumentami, relacjami oraz faktami historycznymi. Pierwszym jego wspomnieniem, umieszczony w kwartalniku Karta z 2012 roku (nr 70 strona 21): „Dwóch sędziów brylowało w Kolbuszowej, obaj Polacy i obaj jawnie uprzedzeni do Żydów. Mój ojciec wiele razy przez nich ucierpiał. Raz, kiedy pojawił się w sądzie, sędzia ośmieszył go, perorując śpiewanie, jakby naśladował żydowską wymowę. W rzeczywistości ojciec mówił po polsku doskonale, bez najmniejszego akcentu, i był z tego powodu dumny. Niewiele razy w życiu widziałem go płaczącego, ale tego dnia wrócił z sądu we łzach. Następnym razem, kiedy staną przed sędzią, był już zadziorny. Pozwał go Polak z powodu osobistej zniewagi – ojciec nazwał go nikczemnikiem. Sędzia po wysłuchaniu zarzutu ukarał ojca grzywną w wysokości 10 złotych. „W takim razie dam dwadzieścia”- odpowiedział ojciec i krzyknął, odwracając się do oskarżyciela: „Powtarzam jest pan nikczemnikiem!”.
Faktem jest, że ojciec Naftalego, Izaak właściciel sklepu, hurtowni oraz kamienicy w Rynku pod numerem 42, został ukarany przez Sąd Powiatowy w Kolbuszowej na karę grzywny za sprzedaż na terenie gminy Raniżów fałszywej cykorii (taniej namiastki kawy). Uchylał się od płacenia podatków twierdząc, że jest biedny. Tymczasem jego rzeczywisty obrót wynosił kilka tysięcy złotych, jak na ówczesne realia Polskie były to ogromne pieniądze. Powołuję się tutaj na Dokumenty Sądowe z Archiwum Wilfa (własność ZiARW).
Bardzo ciekawym pamiętnikiem jest „Against All Odds”, który Saleschütz napisał już jako Norman Salsitz. Na stronie 34 opisuje on obóz w Pustkowie 1940 r., w którym były, według jego relacji, wyrzutnie V1 i V2. Rzeczywiście przeniesiono je z ośrodka nad Bałtykiem w Peenemünde w 1943 r. Prawdą jest, że na terenach po wysiedlonych wioskach założono potężny poligon SS-„Truppen Übungs Platz Heidelager Pustków”, gdzie założono dwa obozy pracy przeznaczone dla Polaków i Żydów.
Do żydowskiego obozu kierowano głównie mieszkańców Dębicy, Jasła, Krakowa i Tarnowa. Gdy brakowało rąk do pracy przy budowie infrastruktury poligonu, to ściągano kontyngent z okolicznych miejscowości na kilkutygodniowe okresy pracy. Nie odnotowano żadnej ucieczki z obozu żydowskiego w Pustkowie. Jedyną możliwością wydostania się z obozu było zapłacenie łapówki. Każda próba ucieczki była karana śmiercią! Kolbuszowscy Żydzi obsługiwali budowę poligonu w Nowej Dębie, a zakwaterowani byli w Żydowskim Obozie Pracy w Hucie Komorowskiej. Z obozu na terenie Huty Komorowskiej nie przeżył nikt. Notowicz oraz Saleschütz załatwili sobie bezpieczny pobyt w getcie. Nikt nie wie jak załatwili sobie bezpieczny pobyt.
Opisuje swoją dobrą znajomość z mieszkańcami Getta, która jest uzasadniona przykładami pomocy, między innymi Mordechajowi Freifeldowi w kwietniu 1942 roku. („Against All Odds” str. 87). Zaprzecza temu relacja Franciszka Śnieżka, żołnierza obwodu AK Kolbuszowa który mówi „Saleschütz widząc nieprzytomnego Freifelda na ulicy Piekarskiej, zaciągnął go do Landrata Twardonia, który go zastrzelił” (relacja w zbiorach ZiARW).
Naftali opisuje swoją przyjaźń z Włodzimierzem Halickim, byłym funkcjonariuszem Policji Państwowej, a w czasie wojny szefem niemieckiej policji kryminalnej. („Against All Odds” str. 130) Czy nie była to przyczyna wyjątkowego traktowania autora pamiętnika? Za działalność przeciw obywatelom polskim na Halickim wykonany został wyrok śmierci.
W makabrycznym opisie Saleschütz za sprawców zbrodni na 19 Żydach uważa chłopów z Kupna i Porąb Kupieńskich, którzy mieli to zrobić siekierami i widłami („Against All Odds” str. 181). Skąd taki pomysł? Tymczasem zrobili to niemieccy żandarmi z Kolbuszowej, którzy urządzili sobie „polowanie z nagonką”. Zginął tam między innymi Zemele Orgiel, jeden z najbogatszych żydów z Kolbuszowej.
W pamiętniku znajduję się opis napadu na mleczarnię w Kolbuszowej Górnej, której mieli dokonać pod wodzą „naszego bohatera” tajemniczy żydowscy partyzanci („Against All Odds” str. 194). Faktem jest że napadu dokonali bandyci z GL-owskiego oddziału Iskry.
Najbardziej antypolskim przejawem jest opis, w którym autor pamiętnika szkaluje Armię Krajową cyt.: „W jesieni zaczął ujawniać coraz wyraźniejszą obecność trzeci wróg, AK – polskie nacjonalistyczne podziemie z główną kwaterą w Londynie. AK długo było organizacją tylko na papierze, ale teraz kiedy na wschodzie niemieckie powodzenie się rozpadło, zaczęło rozkwitać. Należenie do AK stawało się synonimem polskiego patriotyzmu, a członkostwo w niej napawało dumą. Odziały AK zaczęły włóczyć się po lasach i okazały się dla nas tak samo niebezpieczne, jak Niemcy.” („Against All Odds” str. 205).
Armia Krajowa była zbrojnym ramieniem Polskiego Państwa Podziemnego, które walczyło z Niemcami i Sowietami. Nigdy nie miała na celu atakowania polskich obywateli i ich mordowania. Znając ten niepodważalny fakt oraz to, że AK wydawała wyroki śmierci na szmalcownikach, zdrajcach i konfidentach, możemy bez wątpliwości powiedzieć, że stwierdzania zawarte w pamiętniku Saleschütza to wierutna bzdura. Zwłaszcza, że kedna z komórek AK zajmowała się wyłączne pomocą ludności żydowskiej pod kryptonimem „Żegota”.
Z tego pamiętnika wynika, że nasz „dzielny żydowski komandos” bez wyszkolenia wojskowego atakuje sam odziały niemieckie, likwiduje kwaterę jednego z dowódców poligonu SS Pustków, uniemożliwił wysadzenie zabytków w mieście Kraków oraz opisuje swoje mordy na Polakach. Niebywałe. I tak właśnie nasz bohater stał się ikoną polsko-żydowskiej historii publikowanej w USA.
Natomiast ja, drodzy Czytelnicy, uzyskuję miano „super antysemity”, bo ośmielam się opisywać rzeczywistość tamtych czasów. Jestem historykiem z zamiłowania i wieloletnim zbieraczem pamiątek historycznych. Moim celem jest walka o o prawdę historyczną, nic więcej, co powyższym artykułem starałem się uczynić.
Andrzej Wesołowski
5 komentarzy
ale Pan jest żydem? Panie Andrzeju?
Zainteresowaniw historią żydów mieszkających niegdyś w Kolbuszowej nie musi oznaczać od razu pochodzenia żydowskiego.
Zapomniał Pan jeszcze Panie Andrzeju o zachowaniu samego Saleschütza gdy pojawił się w Kolbuszowej, podczas nagrywania „Śmierć za trzy ziarenka kawy”. O tym, że prawie siłą wtargnął do rodzinnego domu, przestawiał obecnych mieszkańców po kątach i na środku miasta szarpał i wyzywał od najgorszych Halinę Dudzińską.
Zawsze bede wierzyla historykom pochodzenia zydowskiego.Polacy byli i sa antysemitami. Tak jak powyzszy text ktory nie ma nic wspolnego z prawda.
Prawda jest po środku w każdy narodzie są różni ludzie.