Ma na imię Karolina, pochodzi z Kolbuszowej Dolnej, ale mieszka w USA. Wraz z mężem adoptowała małą dziewczynkę z Korei Południowej. Jej profil na Instagramie „Koreańska Mama” bije rekordy popularności.
Karolina Collier jest córką Marzeny Mytych, dyrektor Zespołu Szkół Specjalnych w Kolbuszowej Dolnej. Od ponad roku mieszka w Kalifornii.
Karolina z „Dolnej”
Jej mąż, Justin, jest Amerykaninem. Poznali się 13 lat temu, kiedy organizowała koncerty. On przyjechał wraz ze swoim zespołem do Kolbuszowej i spał u niej w domu. Kilka lat później zostaliśmy parą. Połączyły ich wspólne wartości, zainteresowania i pasje.
Oboje są wrażliwi na krzywdę wyrządzaną ludziom i zwierzętom. Wspólnie zdecydowali również, że adoptują dziecko, mimo że mogą mieć swoje. Znaleźli je Korei Południowej. Lena, bo o niej mowa, ma dziś 3,5 roku i jest z nimi już półtora roku.
Swoje emocje związane z wychowywaniem dziewczynki Karolina (i nie tylko) prezentuje na Instagramie, gdzie prowadzi swoisty pamiętnik pod nazwą „Koreańska Mama”. Oto fragmenty jej wpisów:
„Nasza rodzina to mieszanka wybuchowa. Kulturalnie, mentalnie i wizualnie. W mojej głowie przewija się dużo rzeczy. Mieszkamy w Stanach, ale wszyscy troje pochodzimy z różnych kultur. Staramy się jakoś tą całą rodzinę połączyć.
Wrócić do Polski
Przed adopcją Leny, czułam się dosyć samotnie. Mieszkając w obcym kraju i będąc taką osobną jednostką od wszystkich, z dość ugruntowaną wiedzą i oczekiwaniami, wiedziałam, że jest to płaszczyzna, która będzie podobna dla mojej córki. Sama przecież pochodzi z kompletnie innego kraju i sama przyzwyczajona jest do innych rzeczy. I oczywiście tak jak ja, na pewno na początku czuła się dość samotnie, więc zawsze będę mogła jej to wytłumaczyć.
Żyjemy zasadniczo blisko dzielnicy, która posiada w sobie dużo kultury koreańskiej. Staramy się świętować i celebrować okazje koreańskie. Oczywiście podejrzewam, że wyglądamy jak dwójka białych ludzi, którzy pewnie dużo rzeczy robią niepoprawnie. Wydaje mi się, że jesteśmy tylko ludźmi i robimy co możemy, a z drugiej strony cały czas zadaje sobie dużo pytań. To są chyba lęki każdej matki troszczącej się o swoje dziecko. Chciałabym mniej skupiać się na obawach, by więcej cieszyć się macierzyństwem.
Kiedy Lena zdmuchiwała te swoje świeczki na urodzinowym torcie, nieśmiało pomyślałam tylko o jednym życzeniu. Żeby wszystkim nam i jej i mnie było lepiej na tym świecie. Żebym mogła spokojnie przyjeżdżać́ (i może i znowu mieszkać́) do Polski i nie martwić się̨ o różnice jakie dzielą̨ nas wszystkich, a myśleć́ o tym jak razem możemy tworzyć́ lepszą przyszłość́ dla tych maluchów”.